Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2017

8. Nasze scalenie

Obraz
Ewidentnie muszę wstawiać komunikaty na początku. Tak więc surprise! Rozdział ósmy jest przed Wami! Dalej zachęcam do jakiejkolwiek reakcji. Każdy komentarz jest zawsze na wagę złota i bardzo zachęca do dalszego pisania.  W ogóle, nie spodziewałam się tego, ale jednak! 5000 wyświetleń. Dziękuję bardzo! PS. standardowo dziękuję pięknie Avieline za betowanie Enjoy! ~~~~ Cały środowy poranek nie mogłem się skupić. Wstałem jeszcze wcześniej niż zwykle i po raz nie wiem już, który sprawdziłem, czy mieszkanie na pewno jest posprzątane. Zmieniłem pościel i na wszelki wypadek przygotowałem dodatkowy komplet. Coś ściskało mnie w żołądku. Od kiedy tylko trening się rozpoczął, ja wciąż zerkałem na zegarek i nasłuchiwałem sygnału komórki. Trener co chwilę się na mnie darł, ale widziałem, jak mimo to podśmiechuje się na boku. Z rana zapowiedziałem wizytę znajomego i widocznie zżerała go ciekawość, kto to będzie, bo jeszcze ani razu nie zdarzyło mi się ani

7. Moje oczekiwanie

Obraz
~~~~ Dla odmiany notka będzie tu, bo mam dziwne przeczucie, że nikt tego nie czyta. Tym razem rozdział jest wcześniej niż zwykle, ponieważ miałam trochę więcej czasu, a na blogu pojawiła się dziś magiczna liczba 4.444 wyświetleń, co mnie ucieszyło niezmiernie. Z przyjemnych informacji, rośnie liczba księgarni internetowych, w których można znaleźć pierwsze dwa tomy serii "Czas na wyczerpaniu". Chętnym polecam też zajrzenie na http://lubimyczytac.pl/autor/151379/b-d-b (tak, tak, żebrolajki zawsze w cenie). Wszystkim czytającym bardzo dziękuję. Łatwiej czasem przemóc się, gdy dopada zmęczenie, gdy wiem, że ktoś to kiedyś przeczyta. Zachęcam niezmiennie do pozostawiania po sobie jakiegoś śladu. Nieustanne podziękowania dla niezmordowanej Avieline za betowanie. Enjoy! Niestety doby mijały nieubłaganie. Po paru dniach skończył się jego pobyt w szpitalu, a mi czas zaczął się coraz bardziej dłużyć. Przed wyjazdem w

6. Nasze wytchnienie

Obraz
Wziął niepewnie jeden kawałek i wsadził go do ust. Przeżuwał go bardzo długo, a gdy w końcu go przełknął, wykrzywił się nieznacznie. – Nie przesadzaj, bo sam zacznę cię karmić – uśmiechnąłem się po raz kolejny, ale on zmierzył mnie złym spojrzeniem. – No już, już. Tylko żartowałem. Uno, spokojnie. – Łatwo ci mówić – burknął i sięgnął po następny mikroskopijny kawałek, ale zastygł w połowie, patrząc na mnie. – Pierwszy raz nazwałeś mnie „Uno”, wiesz? – Faktycznie… No cóż, zdarza się – wzruszyłem ramionami. Chwilę jeszcze na mnie patrzył, po czym wziął jedzenie do ręki i znów się zawahał. Postanowiłem jednak się wtrącić. – No, dalej. Słuchaj, wyglądasz świetnie, naprawdę. Musisz jeść. Chcesz znów przez to wszystko przechodzić? – Nie chcę. Po prostu czasem to silniejsze ode mnie. W szpitalu wiedzą i pilnują mnie, jak mogą, ale nie zawsze dadzą radę. Ostatnio jest trochę gorzej i już zagrozili mi, że prosto po rehabilitacji, wyślą mnie do kliniki