4. Nasze roztargnienie










          Tego się nie spodziewałem. Tak dawno nie miałem żadnego partnera, że w pierwszej chwili się spiąłem i nie bardzo wiedziałem, co mam robić, ale powoli oswajałem się z tym uczuciem. Zacząłem niepewnie oddawać pocałunki, wciąż nie wierząc w to, co się dzieje. Radek mnie całował. On całował mnie. Z każdym kolejnym pocałunkiem stawaliśmy się oboje bardziej pewni, bardziej natarczywi, tak więc w momencie, w którym znalazła nas jedna z pielęgniarek, byliśmy tak pochłonięci tym wszystkim, że nie usłyszeliśmy jej, dopóki nie chrząknęła wystarczająco głośno, stając obok nas. Z trudem odkleiliśmy się od siebie i dopiero wtedy zwróciłem uwagę, że moje dłonie były wplecione w jego włosy, a jego znajdowały się niebezpiecznie blisko moich pośladków.
– Nieładnie, chłopcy! Wiecie, ile was szukałam? Spuścić was na chwilę z oka i co? – starała się wyglądać na złą, ale po jej oczach widać było, że usilnie powstrzymuje się przed zarzuceniem nas milionem pytań. – No, sio. Do sali. Byle własnych. Ale mi już!
– Już idziemy, obiecuję. – Radek uśmiechnął się w odpowiedzi. Wciąż miał wypieki na twarzy i opuchnięte wargi, a do tego przekrzywione okulary i zmierzwione włosy. Wyglądał uroczo. Po prostu uroczo. Aż nie mogłem się na niego napatrzeć.
– No, powiedzmy, że wam wierzę. Nie naróbcie hałasu, jak będziecie wracać – rzuciła tylko oddziałowa i udała się do dyżurki. Gdy tylko oddaliła się na bezpieczną odległość, spojrzeliśmy po sobie i nie wiedzieć czemu, wybuchliśmy śmiechem, jak na komendę.
– No to na czym stanęło? – zapytał patrząc na mnie wymownie.
– Na tym, że mamy iść spać – powiedziałem, udając powagę, a on w odpowiedzi wykrzywił się i sapnął zirytowany.
– No wiesz, co… – jęknął i spojrzał na mnie naburmuszony. Wyglądał tak rozbrajająco uroczo, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. Pochyliłem się i cmoknąłem go szybko w usta.
– Robisz się uroczy, jak się tak nabzdyczasz, wiesz? – Uśmiechnąłem się, ale on tylko wykrzywił się w odpowiedzi i spiorunował mnie wzrokiem. – Oj, no daj spokój. Zdecydowanie wolę twoją szpitalną wersję od tego, co widywałem na co dzień.
– Nie mów nikomu, ale ja też – westchnął, ale wreszcie odwzajemnił mój uśmiech. – Wiesz, jak się weszło między wrony, musisz krakać, jak i one. Na co dzień już nie bardzo mam wyjście. Tu nie muszę się pilnować ani udawać. Dobra, czas się zbierać, bo nas zaraz prześwięcą. Wpadnij do mnie jutro rano do sali, jeszcze przed zabiegami, co? – powiedział wstając i przeciągając się, po czym pociągnął mnie za rękę tak, żebym podążył w ślad za nim. Wkrótce pożegnaliśmy się jeszcze jednym, małym buziakiem i obaj położyliśmy się spać.
Długo nie mogłem zasnąć, myśląc o tym, co się stało. Jakim cudem w ogóle doszliśmy do takiego momentu, jak przed chwilą? To było tak nieprawdopodobne, że sam nie wiedziałem, co o tym myśleć. Gdy wstałem rano, moje myśli automatycznie powędrowały w jego stronę, ale doszedłem do wniosku, że nie mam nawet pojęcia, jak się teraz przy nim zachować. Nagle dopadł mnie strach. Co, jeżeli on po prostu wróci do bycia tym Radkiem, którego znam i teraz, jak już dostał, co ode mnie chciał, po prostu mnie wyśmieje i na tym się skończy cała ta przygoda? Moje obawy powiększyły się tylko, gdy nie zobaczyłem go na śniadaniu, ale postanowiłem spróbować zajrzeć do niego do sali przed fizykoterapią tak, jak prosił. Nie miałem nic do stracenia. Zastałem go z nosem w książce. Zdawał się zapomnieć o całym bożym świecie. Zapukałem delikatnie w futrynę i zobaczyłem, jak podnosi nieobecny wzrok i przez chwilę patrzy się na mnie bez zrozumienia. Dopiero po chwili zorientował się, kim jestem i co tu robię, więc włożył do książki zakładkę i odłożył ją na stolik obok łóżka, po czym przeciągnął się i spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Cześć – zagadnąłem, czując się trochę nieswojo.
– Hej, hej, właź i siadaj, a nie stoisz tak w tych drzwiach. – Pokiwał na mnie ręką i usiadł w siadzie skrzyżnym, żeby zrobić mi trochę miejsca. Dość niepewnie podszedłem i usiadłem na brzegu jego łóżka, na co on pokręcił głową i zaśmiał się krótko. – Ja nie gryzę. No, tylko trochę, ale wczoraj nie protestowałeś. Jak się dzisiaj czujesz?
– Dobrze, zaskakująco dobrze – odpowiedziałem tylko na zadane pytanie, resztę pomijając głębokim milczeniem. – Nie widziałem cię na śniadaniu.
– Ja tego… Zawsze jem śniadanie sam. Nigdy na stołówce – zmieszał się wyraźnie, ale zaciekawił mnie ten temat.
– Jak to? Czemu? – zapytałem więc, patrząc się na niego z zainteresowaniem, ale on tylko westchnął i przygryzając wargę, spojrzał na mnie zrezygnowany.
– To jest część tego, co jeszcze mam ci powiedzieć. Możemy zostawić to na wieczór? Długo wczoraj o tym myślałem i już chyba wiem, jak mam to powiedzieć, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu, okej? – zapytał z nadzieją w głosie.
– Jasne. Wiesz, że nie musisz mi nic mówić, prawda? Nie chcę zmuszać cię w żaden sposób do zwierzeń ani do mówienia czegoś, co jest dla ciebie niewygodne – zapewniłem go szybko, lustrując spojrzeniem jego reakcję, ale on tylko pokręcił w odpowiedzi głową i po chwili rzucił.
– Wiem. Wiem, ale muszę z kimś w końcu o tym pogadać, a tobie chyba będzie najłatwiej powiedzieć i wydaje mi się, że jako jedyny chcesz słuchać. Może nawet nie będziesz mnie za bardzo oceniał – dodał z nadzieją w głosie.
– Nie będę. Obiecuję – zapewniłem go ponownie, ale w odpowiedzi uśmiechnął się smutno.
– Tego nie wiesz. Nie obiecuj z góry, bo raczej tego nie dotrzymasz. – Tu zamilkł na moment, po czym uśmiechnął się do mnie. – Dość tych ponurych tematów, noc jest lepsza na takie rzeczy. Wiesz, że już jesteśmy spóźnieni do Agi?
– O cholera! Faktycznie, wstawaj. Biegusiem! – Poderwałem się na równe nogi i pociągnąłem go za sobą, po czym puściłem jego rękę i pobiegłem do pokoju od fizykoterapii.
Kiedy tam wbiegłem, było kilka minut po planowanym rozpoczęciu mojej rehabilitacji, więc uznałem, że nie ma tragedii. Nie zdążyłem się nawet zmęczyć, ale chwilę po mnie do pomieszczenia wpadł zdyszany Radek i przez długi czas nie mógł złapać oddechu, a gdy tylko mu się udało jakoś ustabilizować oddech, wycelował we mnie palec i fuknął.
– Pieprzony olimpijczyk. Nie wszyscy są tu, kurde, sportowcami. Następnym razem tak ci dupę skopię. – Tu zrobił przerwę na głębszy oddech, po czym spojrzał na rehabilitantkę. – Dzisiaj nie potrzebuję fizykoterapii, bieganie za nim wystarczy mi do końca tygodnia.
– Dwójka wariatów – skomentowała krótko Agnieszka i popędziła nas w kierunku przyrządów, po czym odwróciła się do mnie. – No to jak tam dzisiaj, lepiej?
– Dużo lepiej. Dzięki. Słuchaj, mam do ciebie mały romans. – Uśmiechnąłem się i puściłem do niej oczko, na co ona tylko się zaśmiała i przewróciła oczami, ale w końcu spojrzała na mnie wyczekująco. – Potrzebuję dobrego zestawu ćwiczeń. Muszę jak najdłużej to wszystko przeciągnąć. Nie wiem, czy mi się uda, ale chcę spróbować. Jestem kandydatem na następne Igrzyska Olimpijskie. Było duże prawdopodobieństwo, że zostanę wybrany, ale teraz wszystko stoi pod wielkim znakiem zapytania. Może, jeżeli będę miał dobrze dobrane ćwiczenia, to jakoś dotrwam? To byłoby piękne zakończenie kariery biegacza.
– Igrzyska… Co? – Kobieta wybałuszyła na mnie oczy. Chwilę to trwało, zanim odzyskała mowę i zaczęła zbierać fakty do kupy. – Nie mam tego w twoich aktach. Cholera! Gratuluje! Słuchaj, do jutra opracujemy ci pełny plan zabiegów i ćwiczeń do robienia tu i w domu. Normalnie pewnie byłyby małe szanse, ale skoro jesteś przyszłym olimpijczykiem… Twoje mięśnie i kondycja na bank dużo pomogą. Myślę, że to się może udać. Nie mogę ci nic obiecać, ale jeśli się postarasz, to jeszcze trochę pobiegasz – powiedziała wyraźnie podekscytowana.
– Dzięki. – Uśmiechnąłem się tylko i kontynuowałem ćwiczenia, ale za chwilę poczułem delikatne pukanie na ramieniu. Odwróciłem głowę w tę stronę i zobaczyłem, że to Radek wychyla się i szczerzy do mnie, jak głupi do sera.
– No stary, masz przesrane. Teraz Aga żyć ci nie da. Gwarantuję – powiedział z nutką złośliwości w głosie, ale tylko przewróciłem oczami.
– Radek, jestem sportowcem. Lubię się męczyć. No i chcąc, nie chcąc, chyba tego potrzebuję – powiedziałem, zbywając go, na co on tylko mrugnął do mnie i powiedział przyciszonym głosem.
– Znam lepszy sposób na to, żeby cię zmęczyć. – Słysząc to, mimowolnie zarumieniłem się trochę i pokręciłem głową z niedowierzaniem. On był niemożliwy.
– Cicho siedź, zbereźniku – rzuciłem przyciszonym głosem.
– Zbereźniku? – udał zdziwionego. – Głodnemu chleb na myśli. Ja myślałem o skakance itp.
– Uch, ty! – Zmierzyłem go spojrzeniem i zaczerwieniłem się bardziej.
– Uno! Nie dokuczaj koledze. – Pogroziła mu palcem Agnieszka, stając przed nami.
– Ja? Ja przecież nic nie robię. To on jest jakiś dziwny – wyszczerzył się w odpowiedzi chłopak i zrobił niewinną minkę.
– Tak, tak, jasne. Już ja wiem, że z ciebie jest dobry terrorysta – odpowiedziała szybko Aga i ponownie grożąc mu palcem, odeszła do innych pacjentów, zostawiając nas chichrających się pod nosem. Niemal do końca fizykoterapii nie byliśmy w stanie się uspokoić. Następne zabiegi mieliśmy jednak osobno, więc każdy z nas poszedł w swoją stronę. Zanim zdążyliśmy się jednak rozstać, odwrócił się do mnie i lekko zmieszany rzucił.
– Nie mam nikogo innego na sali. Wpadnij do mnie wieczorem, to wtedy pogadamy.
– Jasne. Nie ma sprawy. Będę jakoś po kolacji, okej? – zapytałem szybko, zerkając na zegarek. Gdy podniosłem na niego wzrok, wyglądał dość niepewnie, ale wreszcie, po chwili wahania, skinął głową.

– Jasne. Wpadaj – rzucił cicho i szybko się oddalił. Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego jeszcze przez chwilę. Po co w ogóle zgadzał się na tę rozmowę, jeżeli wyraźnie nie czuł się z tym wszystkim komfortowo? To pytanie i jego mina, pozostały ze mną do końca dnia.


~~~ Dość późno i tylko cudem nie opóźnione.
Nowy rozdział już jest! Nie obiecuję, że kolejny będzie w środę, bo mogę tego nie dotrzymać. Enjoy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

One shot - Nasz zwierzyniec

Akt I: Rozdział 1

Powroty bywają ciężkie, ale przyjemne