8. Nasze scalenie
Ewidentnie muszę wstawiać komunikaty na początku. Tak więc surprise! Rozdział ósmy jest przed Wami!
Dalej zachęcam do jakiejkolwiek reakcji.
Każdy komentarz jest zawsze na wagę złota i bardzo zachęca do dalszego pisania.
W ogóle, nie spodziewałam się tego, ale jednak! 5000 wyświetleń. Dziękuję bardzo!
PS. standardowo dziękuję pięknie Avieline za betowanie
Enjoy!
~~~~
Cały
środowy poranek nie mogłem się skupić. Wstałem jeszcze wcześniej niż zwykle i
po raz nie wiem już, który sprawdziłem, czy mieszkanie na pewno jest
posprzątane. Zmieniłem pościel i na wszelki wypadek przygotowałem dodatkowy
komplet. Coś ściskało mnie w żołądku. Od kiedy tylko trening się rozpoczął, ja
wciąż zerkałem na zegarek i nasłuchiwałem sygnału komórki. Trener co chwilę się
na mnie darł, ale widziałem, jak mimo to podśmiechuje się na boku. Z rana
zapowiedziałem wizytę znajomego i widocznie zżerała go ciekawość, kto to
będzie, bo jeszcze ani razu nie zdarzyło mi się ani nikogo przyprowadzać, ani
zachowywać w ten sposób. W dodatku najwidoczniej mojego trenera bawiło moje
rozkojarzenie i chciał potorturować mnie dłużej, bo zapowiedział, że biegnę
ostatni, co oznaczało, że nie wyjdę stąd przed siedemnastą. Westchnąłem ciężko
i starałem się chociaż w jakimś stopniu skupić na rozgrzewce, ale słabo mi to
wychodziło. Wreszcie podczas przerwy poprzedzającej kwartalne sprawdziany
sprawnościowe rozdzwonił się mój telefon. Złapałem za niego i szybko pobiegłem
w stronę wyjścia. Cała werwa wróciła. W biegu odebrałem połączenie i rzuciłem
szybkie: zaraz będę, po czym zakończyłem rozmowę. Chwilę później go
zobaczyłem. Stał jak gdyby nigdy nic, rozglądając się dyskretnie. Rzeczywiście
zrobił się na bóstwo. Włosy miał rozpuszczone i zaczesane lekko do tyłu tak, że
dobrze było widać jego oczy. Miał swoje zwyczajowe soczewki, więc już z daleka
można było zauważyć ten ich piękny, orzechowy kolor. Założył dopasowaną,
elegancką koszulę, zamiast marynarki miał narzucony na nią rozpinany sweter i
do tego proste, ciemne jeansy, które idealnie uwydatniały jego zgrabne nogi i
pośladki. Przez ramię miał przewieszoną zwykłą, sportową torbę, a w ręku
trzymał drugą, zapewne z laptopem. Gdyby nie było świadków, już teraz
zaciągnąłbym go w jakiś ciemny zakamarek i prędko nie wypuścił. Podbiegłem do
niego truchcikiem już z daleka machając, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i
och… ten uśmiech. Gdy zbliżyłem się wystarczająco, przyciągnął mnie do uścisku
na powitanie.
– Oj, daj spokój, jestem cały spocony,
wybrudzisz się – zaśmiałem się.
– Nie ważne – odpowiedział. – Dawno się nie
widzieliśmy, daj mi się nacieszyć.
– Nacieszysz się potem. Na razie chodź, bo
zaraz mi się przerwa skończy, a trener jest na mnie dzisiaj cięty – pociągnąłem
go za sobą, pilnując, aby nie przyspieszać za bardzo.
– Matko, nigdy za tobą nie nadążam –
westchnął i zaczął obok mnie biec truchcikiem, podczas gdy ja szedłem. Dość
szybko, ale jednak szedłem. Zacząłem się śmiać i zwolniłem trochę.
– Wybacz.
– Nie ma problemu. Rehabilitacja 2.0 trening
z Przybyszem. – Mrugnął do mnie z ironicznym uśmieszkiem na ustach. W
odpowiedzi tylko pokręciłem głową i przewróciłem oczami. Chwilę później
dotarliśmy na miejsce. Odstawiłem go na trybuny i sam zszedłem na zbiórkę.
Przez pierwsze pół godziny czułem na sobie wzrok dosłownie wszystkich. Ich
spojrzenia wędrowały ode mnie do Radka i z powrotem. Jego zaś było utkwione na
stałe we mnie tak, jakby inni w ogóle nie istnieli. Na początku trochę mi to
przeszkadzało, ale później przyzwyczaiłem się i szybko przestałem to zauważać,
a przynajmniej przestałem tak odczuwać spojrzenia chłopaków z drużyny. Radek
bardzo dbał o to, żebym o nim nie zapomniał. Mimo to, jego obecność do jakiegoś
stopnia uspokajała mnie i pozwalała mi się skoncentrować i zmobilizować, więc
kiedy przyszła moja kolej wziąłem głęboki oddech i skupiłem się na tym, żeby
wszystkie ćwiczenia wykonać poprawnie, na końcu pobiec jak najszybciej umiem.
Kłamałbym, gdybym twierdził, że w głowie miałem tylko olimpiadę, bo gdzieś z
tyłu przebłyskiwała myśl o nim, usilnie śledzącym każdy mój ruch. Jednak
rehabilitacja przynosiła pożądane efekty i dziś mimo niewyspania byłem w formie
jak nigdy. Ci, co nie wiedzieli o mojej chorobie, nigdy w życiu nie domyśliliby
się, że cokolwiek jest nie tak. Naprawdę byłem w szczytowej formie. Żeby tylko
utrzymać to do igrzysk… Pociąg moich myśli został przerwany przez głos mojego
trenera.
– Dobra robota, Przybysz. Chodź na
podsumowanie – rzucił z ironicznym półuśmieszkiem. To wróżyło źle, bardzo źle.
Nie mniej jednak musiałem podejść i wysłuchać tego, co ma do powiedzenia.
– Dziękuję trenerze, a tak na poważnie? –
zapytałem podchodząc.
– Mówiłem poważnie. Ćwiczenia przyzwoicie,
ale bez szału. Za to na biegach właśnie pobiłeś swój rekord. Twój chłopak musi
częściej przychodzić. – Ach, to o to mu chodziło. Przez chwilę zatkało mnie
kompletnie.
– To nie jest mój chłopak. Jaki miałem czas?
– wydukałem.
– Jasne, jasne. Widzę jak na siebie
patrzycie. Poza tym inaczej byś go tu nie przyprowadził – odpowiedział
kompletnie pomijając moje pytanie.
– Trenerze, to jest mój znajomy, który ma u
mnie przenocować kilka dni, żeby zaoszczędzić na hotelu. Musiał tu przyjść,
żeby miał jak dojechać do mieszkania. Chociaż nie sądzę, żeby to miało
jakiekolwiek znaczenie. Jaki miałem czas? – powtórzyłem dobitnie czując
narastającą irytację.
– Oszukuj się dalej, ale ja na twoim miejscu
nie chciałbym przegapić takiej okazji. Masz, sam sobie zobacz. – Tu pokazał mi
kartę z moimi wynikami, a mi szczęka opadła. Poprawiłem swój najlepszy czas o
ponad pół minuty na krótkim dystansie, a na całości o ponad trzy minuty, co
stanowiło naprawdę dobry wynik.
Szybko podziękowałem i zebrałem swoje rzeczy, kiwając na Radka, żeby
podszedł do mnie. Zrobił, o co prosiłem i poszedł za mną do szatni, czekając,
aż wezmę prysznic i się przebiorę. Przez cały czas nie odezwał się ani słowem,
a ja nie miałem bladego pojęcia, o co chodzi. Gdy wyszliśmy, również bez słowa,
podążył za mną na przystanek, ale w jednym miejscu rozejrzał się dyskretnie i
pociągnął mnie za rękę tak, że wylądowałem za jednym z kiosków stojących w
zakątku. Przyparł mnie do tylnej ściany i rzucił na wydechu zniecierpliwionym
szeptem: no nareszcie po czym zaczął mnie całować. Tak, zdecydowanie
tego mogłem się po nim spodziewać. Dopiero to uświadomiło mi, jak bardzo
tęskniłem za jego dotykiem. Cholera. Cały mój misterny plan nie poddawania się
takim porywom poszedł się paść. Wiedziałem, że jestem już sprzedany. Po raz
pierwszy od czasu Grześka czułem się przy kimś tak dobrze i wiedziałem, że mam
do tego prawo. Po raz pierwszy od liceum nie chciałem wypuścić z rąk mężczyzny
stojącego przede mną. Ani teraz, ani najlepiej już nigdy.
– Uno, poczekaj chociaż aż dotrzemy do
mieszkania – rzuciłem łapiąc oddech.
– Już nie mogłem. Wiesz, ile samozaparcia
potrzebowałem, żeby doczekać do teraz? Matko, gdybyś tylko wiedział, jak
seksownie wyglądasz taki cały spocony z napiętymi mięśniami i skupieniem na
twarzy – powiedział nisko, patrząc mi w oczy i oblizując dolną wargę.
– Wiesz, jak bardzo chcę cię teraz pocałować?
– rzuciłem i przymknąłem oczy, biorąc głęboki oddech.
– Do dzieła.
– Nie. Nie teraz. Poczekaj aż będziemy u
mnie. Wtedy się tobą zajmę – powiedziałem cicho, otwierając oczy i patrząc się
prosto na niego. Uśmiech, jaki zobaczyłem na jego twarzy i delikatnie
zarumienione policzki mówiły mi, że zdecydowanie podobał mu się mój plan. Obaj
uspokoiliśmy oddechy i jak gdyby nigdy nic wyszliśmy zza budki, idąc dalej na
przystanek. Zanim dojechaliśmy do mojego mieszkania, napięcie między nami stało
się nieznośne. Żaden z nas się nie odzywał, nie chcąc tego potęgować. Jeszcze
nigdy dwadzieścia minut nie trwało tak nieznośnie długo. Wreszcie wczłapaliśmy
się na drugie piętro jednego z nowszych bloków na Ochocie. Gdy tylko zamknęły
się za nami drzwi, przywarliśmy do siebie, nie chcąc się rozłączyć. Po omacku
dotarliśmy do kanapy. Tak, jak sobie wyobrażałem, leżał pode mną namiętnie
oddając pocałunki. Jego dłonie błądziły po moim ciele raz za razem wędrując
coraz dalej, a ja nie pozostawałem mu dłużny. Wreszcie mogliśmy być ze sobą w
każdy możliwy sposób i nagle to wszystko przestało być tak przerażające. Nagle
związek na odległość zaczął brzmieć sensownie, a to, że będziemy się kochać
zaraz i jeszcze pewnie kilka razy później stało się logiczne, a wręcz
naturalne. Zacząłem go powoli rozbierać, ale ku mojemu zdziwieniu spiął się
lekko i złapał mnie za rękę patrząc w bok. Nagle cały mój piękny obrazek runął.
Przełknąłem dumę i położyłem mu rękę na policzku, chcąc zmusić go do tego, by
spojrzał na mnie, ale kategorycznie odmówił.
– Przepraszam – powiedziałem cicho. Być może
to wszystko działo się dla niego zbyt szybko, a może nigdy nie chciał posuwać
się dalej.
– Nie, to ja przepraszam. Chciałem tego,
naprawdę, ale… – zaczął nieporadnie, a ja wtedy zrozumiałem, skąd wzięła się
jego reakcja. Wypuściłem głośno powietrze z ust. Jego stare nawyki znów wzięły
górę i mogłem spodziewać się tego, że również z jedzeniem będzie miał spore
problemy.
– Ćśśś, Uno, spokojnie. Jeżeli wciąż chcesz,
to zrobimy to powoli i w każdej chwili możemy przerwać, wystarczy jedno słowo,
ale wyglądasz naprawdę świetnie – starałem się utrzymywać spokojny ton głosu i
miałem nadzieję, że to do niego dotrze, ale on tylko po chwili pokręcił głową.
– Nie rozumiesz. Tu nie chodzi o wagę albo
raczej nie tylko… – jęknął przeciągle.
– To wytłumacz mi, o co chodzi – poprosiłem,
próbując spojrzeć mu w oczy. Wreszcie mi się to udało. Milczał dłuższy czas, aż
w końcu westchnął.
– Te blizny na rękach to tylko niewielka
część wszystkiego. Mam blizny na udach, na brzuchu, rozstępy po nagłych
zmianach wagi… Tego jest sporo.
– Wiesz, że mi to kompletnie nie przeszkadza
– powiedziałem z lekkim uśmiechem, ale jego reakcja trochę mnie zdziwiła.
– Ale mi przeszkadza! – krzyknął natychmiast
i zacisnął powieki. – To jest obrzydliwe, sam mam z tym problem, a co dopiero
pokazanie tego komuś…
– Uno, uspokój się. Mi to nie przeszkadza, a
ciebie muszę oduczyć takiego podejścia – powtórzyłem cierpliwie.
– Nie widziałeś tego, nie masz pojęcia jak to
wygląda – upierał się dalej.
– To mi pokaż i wtedy będziemy dyskutować. –
Spojrzałem na niego z determinacją w oczach, ale on ponownie zacisnął powieki i
pokręcił głową.
– Tymon… – szepnął błagalnie.
– Unirad… – zacząłem przedrzeźniać jego ton.
Wydał z siebie podirytowane sapnięcie i otworzył oczy, patrząc na mnie z
wyrzutem. Odgarnąłem mu włosy z twarzy i pogłaskałem po policzku. – Uno, nie
pozwól temu zdominować twojego życia i psuć pięknej chwili. To tylko ja.
– I właśnie dlatego… – zaczął, ale szybko
wszedłem mu w słowo.
– Możesz przestać się bać. To ja. Dobrze
wiesz, że mi to nie przeszkadza. Zaufaj mi – zniżyłem głos do szeptu i czekałem
na rozwój wydarzeń. Widocznie toczył walkę sam ze sobą, ale wreszcie uległ i
skinął ledwie zauważalnie głową. Uśmiechnąłem się do niego ciepło i pocałowałem
go czule. Nie było mowy o szybkim, mocnym i namiętnym seksie. Przynajmniej na
razie. On potrzebował akceptacji i czułości, a ja usilnie chciałem mu to dać.
Powoli i ostrożnie zacząłem rozpinać guzik za guzikiem i rozchyliłem koszulę na
boki. Sam pomógł mi ją z siebie zdjąć razem ze swetrem. Wypuścił głośno
powietrze, a ja nagrodziłem go buziakiem. Chyba złapał aluzję, bo uśmiechnął
się, oddając pocałunek. Pozwoliłem na chwilę przejąć mu inicjatywę i poddawałem
się jego dłoniom. Ściągnął ze mnie koszulkę i spodnie, pozostawiając mnie
jedynie w bokserkach. Nie pozostałem mu dłużny i po chwili sięgnąłem do zamka
od jego spodni. Spiął się lekko, ale mimo to pozwolił mi kontynuować. Niedługo
po tym pozbyłem się jego spodni wraz z bielizną. Rzeczywiście wnętrze jego ud
pokrywały pobladłe już sznyty i rozstępy, które również wychodziły na jego
brzuchu. Przejechałem wzrokiem po nim całym=. Był zgrabny i miał całkiem ładne
mięśnie brzucha. Przejechałem ręką po jego nagim ciele i ostatecznie
zatrzymałem ją na biodrze. On starał się usilnie nie patrzeć na mnie i
widocznie czekał na moją reakcję. Pochyliłem się i pocałowałem go w szyję,
szepcząc mu do ucha.
– Jesteś piękny. Naprawdę.
– Przestań, przecież wiem, jak wyglądam –
odmruknął.
– Najwidoczniej nie masz pojęcia. Uno, masz
świetne ciało. Już ci mówiłem, co sądzę o wszystkich twoich bliznach –
spojrzałem na niego z uśmiechem – A teraz się zamknij i całuj.
Podziałało.
Wreszcie trochę się rozluźnił i zaraz potem pozbył się moich bokserek, i zaczął
mnie całować. Powoli coraz bardziej się rozkręcał, więc po chwili niemal
powrócił nastrój z początku wizyty. Niemal, bo wciąż spinał się lekko, gdy moje
dłonie wędrowały w okolice jego ud czy brzucha, ale raz za razem reakcje były
coraz słabsze. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz kochałem się z kimś, ale nigdy z
nikim nie było mi tak dobrze. Nie myślałem, że dożyję chwili, w której on
będzie wił się pode mną, rozgrzany i błagający o każdy kolejny ruch. Ja zresztą
nie byłem w lepszym stanie. Byliśmy jak dwa splątane ze sobą kłębki emocji, nie
gotowe, by je rozplątać. Coś mi mówiło, że jeszcze długo nie będziemy na to
gotowi. Byliśmy chaosem, który nitka po nitce zaczynał łączyć się i splatać w
coś pięknego, czemu sami dopiero nadamy kształt. Nie od dziś wiadomo, że z
wszechogarniającego chaosu powstaje coś idealnego. Byliśmy swoją własną miarą
ideału.
No to szybko poszło, ale mam nadzieję, że dobrze wróży:-)
OdpowiedzUsuńWszystko się okaże ! ; >
Usuń