One shot - Nasz zwierzyniec

Zaraz kończy się miesiąc dumy. Zakończmy go więc na blogu sympatycznym akcentem. Mam dla Was krótki tekst z kategorii One shotów. Lekki, przyjemny i bardzo pozytywny. Postaram się raz na jakiś czas dla oderwania wrzucać tu jakiś niewielki tekst. Być może niedługo pojawi się kilka rozdziałów nadchodzących tekstów, które będą wydane w formie książek. Na pewno wrócę też na Facebooka oraz Instagrama. Jeśli macie poczucie, że chcielibyście porozmawiać, myślę też nad Discordem, gdzie wspólnie będziemy mogli płynąć do kolejnego brzegu i wypływać na dalsze wody. A tymczasem...


Enjoy!

---------------------------

Po raz kolejny rozpuściłam włosy z jękiem pełnym frustracji, żeby jeszcze raz spróbować spleść je w perfekcyjny warkocz. Im dłużej usiłowałam to zrobić, tym gorzej mi to wychodziło. Myślałam, że zaraz się nad tym popłaczę, gdy po raz kolejny musiałam rozplątywać pasma sterczące w każdą stronę. Na szczęście zaraz poczułam ciepłe dłonie, delikatnie odtrącające moje własne, a moje spojrzenie spotkało się w lustrze ze spojrzeniem mojej partnerki. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i przeczesała palcami moje długie fale. – Daj, ja to zrobię. No i się uspokój, bo zniszczysz sobie makijaż. Wyglądasz pięknie i tego się trzymajmy – powiedziała cicho i wprawnie splotła moje włosy w długi, gruby warkocz, przyozdabiając go na końcu czerwoną kokardą. – Leć, bo już reszta czeka. Połamania nóg. – Dzięki, bez ciebie bym chyba oszalała z tymi włosami. Nie mam do tego cierpliwości – sapnęłam i zaczęłam biec w stronę czekającego zespołu. – Nigdy nie miałaś – dodała jeszcze ciszej i ustawiła się obok mnie, przyjmując odpowiednią pozycję. Zaraz potem mogliśmy wreszcie wejść wszyscy na scenę. Czekał nas dziś pokaz tańców ludowych, więc z całym zespołem tanecznym i kilkorgiem dodatkowych osób, które doszły do nas tylko na tę okazję, zadowoleni choć trochę zestresowani, ustawialiśmy się do pierwszej choreografii. Dziś stres był podwójny, ponieważ była to moja pierwsza choreografia, jaką stworzyłam w tym stylu i bałam się, że wprawne oko krytyków szybko wychwyci wszystkie jej niedociągnięcia. Nawet Sara dziś tańczyła, choć utrzymywała, że już dawno to rzuciła i tylko czasem hobbystycznie może potańczyć tu czy tam. Na co dzień była księgową. Chodziła ubrana w koszule i proste garsonki, a włosy trzymała związane w krótki kitek. Wyglądała jak typowa pani z biura. Nudna i przewidywalna. Wolałam, żeby tak właśnie było, bo wtedy nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi. Wstyd się przyznać, ale byłam zaborcza w stosunku do swoich partnerek. W stosunku do Sary szczególnie, ponieważ byłyśmy już razem ponad pięć lat i liczyłam, że będzie to związek do końca świata i o jeden dzień dłużej, choć bałam się, że jej rodzina może nam na to nie pozwolić. Wciąż słyszałyśmy przestań się wygłupiać i zacznij normalne życie. Dla jej matki byłam fanaberią, dla jej ojca – wygłupem. Pomyślałby ktoś, że po takim czasie przyzwyczają się już do mojej obecności, ale niestety, nie byłam tam mile widziana. Oni do nas też nie przychodzili. Od niecałych dwóch lat wynajmowałyśmy razem mieszkanie, ale to dalej była tylko zabawa. Nikt nie pytał nas o zdanie. Na szczęście moja rodzina była bardzo otwarta i dość szybko zaakceptowała nasz związek, więc Sara uzyskała status kolejnej córki i chodziła z moją mamą na zakupy lub popijała drinki z tatą. Nawet mój brat traktował ją jak siostrę, choć początkowo starał się ją poderwać. Na szczęście szybko mu to przeszło, bo byłam gotowa wydrapać mu oczy za patrzenie się na moją kobietę jak na kawałek mięsa. Gdy tylko zeszliśmy ze sceny zaczęły schodzić ze mnie wszystkie emocje. Sara od razu podała mi wodę i zaczęła rozplątać moje włosy, delikatnie rozmasowując mi skórę głowy. Przymknęłam oczy rozkoszując się tym uczuciem i mrucząc cicho. – Jesteś aniołem – wymruczałam. – Wiem – zaśmiała się. – W domu zrobimy sobie ciepłą kąpiel a potem cię wymasuję. – To brzmi jak plan. Uwielbiam cię. – Odwróciłam się i przytuliłam do niej zadowolona. – To też wiem – zaśmiała się ponownie, po czym pocałowała mnie w czoło. – Byłaś świetna i choreografia poszła wspaniałe. Jestem z ciebie dumna. Przebieraj się, załatwimy, co trzeba i lecimy do domu. Przed nami reszta długiego weekendu. – Nawet mi nie przypominaj. To oznacza grilla u twojej siostry – jęknęłam, na co tylko zmierzyła mnie takim spojrzeniem, że nie odważyłam się powiedzieć ani słowa więcej. Nie miałam nic do jej siostry, ale wszelkie tego typu imprezy u niej oznaczały spotkanie ich rodziców. – Mamy coś dla Mai i Krzysia? – Nie. – Pokręciła głową. – Karolina kazała nic dzieciom nie przywozić, a szczególnie słodyczy. Oni i tak będą wystarczająco nadpobudliwi, jak przyjedziesz. Nikomu innemu nie chce się z nimi biegać po ogrodzie i tańczyć. – Okej, skoro tak mówi. – Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się przebierać, związując szybko włosy na karku w luźnego koczka. O ile lubiłam warkocze, stroje ludowe i skórzane trzewiki, o tyle bluza, legginsy oraz wygodne adidasy na co dzień zdecydowanie wygrywały. Po niespełna dwudziestu minutach obie byłyśmy gotowe do wyjścia. Jak zwykle różniące się wszystkim. Ja w zdecydowanie za dużej bluzie, szortach i adidasach, a ona w prostej ołówkowej spódnicy, eleganckiej bluzce i w butach na delikatnym obcasie. Jednym słowem ogień i woda. Żadnej z nas to nie przeszkadzało, jednak ludzie dziwili się widząc nas razem. Tak, jak obiecała, gdy dotarłyśmy do domu, moja partnerka zrobiła nam gorącą kąpiel. To była jedna z zalet tego mieszkania. Miało ogromną wannę w której bez trudu mieściłyśmy się obie. Jak będziemy urządzać kiedyś własne mieszkanie, nie będzie mogło zabraknąć takiej właśnie wanny. Wspólne relaksujące kąpiele to błogosławieństwo. Tak jak długie wieczory spędzone z pizzą na kanapie przy kolejnym kiczowatym romansie czy niedorobionym filmie akcji. Po prawdzie nie było ważne, co dokładnie leciało na ekranie. Ważne, że oglądałyśmy to razem, najczęściej wtulone ciasno w siebie nawzajem, dopóki pozwalała na to temperatura. Wszelkie przytulanie i lepienie się do siebie w lato ograniczałyśmy do minimum, inaczej obie niemal płynęłyśmy. Wciąż jednak była majówka, więc jak najbardziej korzystałyśmy z możliwości, jakie dawały nam chłodne wieczory. Z perspektywy naszej kanapy nawet czekający nas następnego dnia grill nie był taki straszny. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale zaprosiłam na jutro twoich rodziców i brata – zagadnęła w pewnym momencie Sara. – Co? Czemu? – Spojrzałam na nią zdziwiona i ściągnęłam nieco brwi. – Trochę już razem jesteśmy. Chyba czas najwyższy, żeby się poznali. Moja siostra uznała to za świetny pomysł. Liczymy, że nasi rodzice czegoś się od twoich nauczą – westchnęła. – Nie mogłaś tego najpierw skonsultować ze mną? – naburmuszyłam się. Moi teściowie i rodzice na raz? Zapowiadało się na tragedię. – Ama, no daj spokój – jęknęła, na co spojrzałam na nią złym wzrokiem. – Wiesz, że nie lubię, jak tak do mnie mówisz, Sarenko – odbiłam piłeczkę używając znienawidzonego przez nią skrótu. – No dobrze, już dobrze, Miśka. Nie bocz się teraz, Mela, proszę. Ja chcę tylko miło spędzić weekend. Jak będzie tam twoja rodzina, to moi będą się hamować i to wszystko będzie dla ciebie bardziej znośne – wytłumaczyła, a ja mruknęłam pod nosem ciche okej. Może i miała rację? – Dalej uważam, że powinnyśmy to omówić, ale dziękuję, bo wiem, że zrobiłaś to dla mnie – powiedziałam powoli, uspokajając się. Starałam się nie wybuchać i nie wszczynać niepotrzebnie kłótni. Dopiero przy niej się tego nauczyłam. – Następnym razem uprzedzę i zapytam. Obiecuję. – Cmoknęła mnie w czoło, zadowolona, że nie ciągnęłam tematu dalej. Na szczęście przed wyjazdem do jej siostry pozwoliła mi dla odstresowania zrobić mały trening i nie narzekała na głośną muzykę czy bałagan. Wsiadając do samochodu byłam więc odprężona i zadowolona, mimo że czekało mnie najpierw pół godziny jazdy, a później pół dnia spędzonego z moimi rodzicami i teściami. Mogłam mieć tylko nadzieję, że faktycznie Sarenka miała rację i obędzie się bez wielkich scysji, a podejście mojej rodziny choć trochę udzieli się rodzicom Sarci i odpuszczą nam do jakiegoś stopnia. Przynajmniej tak chciałam myśleć. Co mnie zdziwiło to obecność niemalże wszystkich zaproszonych, gdy tylko weszłyśmy do ogródka. Było to podejrzane, ponieważ zazwyczaj przybywałyśmy pierwsze, a wyjechałyśmy jak zawsze. Brakowało jeszcze tylko moich rodziców, ale i oni zjawili się w krótkim czasie. Mina teściów, gdy zobaczyli jak ich córka wita się z nowo przybyłymi i ściska ich mocno, na wstępie wymieniając się plotkami, była bezcenna. Chyba nie spodziewali się aż tak dobrych relacji między Sarą a kimkolwiek ze mną spokrewnionym. Ten element zaskoczenia był bardzo przydatny. Pozwolił na głęboki oddech z mojej strony. Dobrze im tak. Niech zobaczą, jak powinny wyglądać zdrowe relacje z rodziną partnera. Może faktycznie nauczą się czegoś pożytecznego. Musiałam jednak przyznać, że od początku, mimo delikatnej rezerwy z obu stron, nie słyszałam od rodziców Sarci żadnych przytyków i byli nawet… mili. To kompletnie zbiło mnie z tropu, ale starałam się nie dać po sobie tego poznać z zamiarem wypytania którejś z dziewczyn, o co tu chodzi. Niestety obie siostry mnie zbywały i nie chciały nic powiedzieć, twierdząc, że doszukuję się dziury w całym. Byłam niemal skłonna im uwierzyć, gdyby nie to, że połowa przybyłych patrzyła się na mnie z dziwnym uśmieszkiem, gdy myśleli, że nie widzę. Nie dawało mi to spokoju, ale nikt nic nie mówił. Czułam się, jakbym była jedyną osobą w towarzystwie, która czegoś nie wie. Nawet szkraby wydawały się być wtajemniczone w jakąś większą tajemnicę, ale i one nie chciały mi nic powiedzieć. Po niespełna dwóch godzinach poddałam się i udawałam, że nic nie widzę i nic nie wiem. W końcu jednak ledwo wytrzymywałam, gdy okazało się, że moja dziewczyna poszła gdzieś nagle i zwyczajnie nie ma jej w pobliżu. Najpierw wrobiła mnie w imprezę z obiema rodzinami na raz, a później zostawiła mnie z nimi wszystkimi samą. Oj, miałam zamiar powiedzieć jej coś do słuchu, gdy tylko wrócimy do domu, jednak to wszystko szybko poszło w zapomnienie, gdy po kilkunastu minutach Sara wróciła prowadząc na smyczy przepięknego szczeniaczka labradora o czekoladowej sierści. Był to mój wymarzony pies. Zrobiłam wielkie oczy i obserwowałam ją, jak dość nieporadnie próbuje zmusić psiaka, żeby poszedł we wskazanym przez nią kierunku. W końcu jakoś dotarli do mnie a ona bez słowa wyciągnęła smycz w moją stronę uśmiechając się niepewnie. Wzięłam ją prędko i uścisnęłam swoją partnerkę z całej siły. – Dziękuję, kochana – powiedziałam cicho. – Jesteś najlepsza. – Nie ma za co – odpowiedziała, wciąż wyraźnie zmieszana. Coś było na rzeczy. Chciałam jednak odgonić tę myśl od siebie, więc odklejając się od niej, schyliłam się i wzięłam szczeniaka na ręce. Dopiero wtedy zauważyłam, że przy obroży na przyczepiony niewielki atłasowy woreczek. Zaciekawiona odczepiłam go ostrożnie i postawiłam zwierzaka na ziemi, pozwalając dzieciom wziąć smycz i pobawić się z nim. Ja za to kilkakrotnie obróciłam woreczek w palcach zastanawiając się, czego mam się spodziewać po zawartości. Kompletnie niczego się nie spodziewałam, a Sara była wyraźnie zestresowana. Gdy otworzyłam wreszcie trzymane w dłoni atłasowe opakowanie i wyjęłam ze środka prześliczny pierścionek z kilkoma diamentami, ona uklęknęła na jedno kolano, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że pobrudzi swoją długą spódnicę trawą. Widząc to o mało nie wypuściłam z ręki trzymanego przedmiotu. Sarcia spojrzała tymczasem na mnie z nadzieją wymalowaną na tej jej ślicznej twarzy i zaczęła: – Mela, wiesz, że cię kocham. Nigdy nie wyobrażałam sobie związku z kobietą. Udało ci się to zmienić. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i tego nie chcę zmieniać nigdy. Chcę pomyśleć o zakupie mieszkania, o wspólnych wakacjach i przyszłości układanej razem. Choć nie znoszę, kiedy wołasz do mnie Sarenka, to pomyślałam, że ten maluch będzie dobrym sposobem na oświadczyny dla ciebie, Misia. Co ty na to? Załóżmy nasz mały zwierzyniec. Sarny, misie i psy. Mogę też dorzucić chomika albo świnkę morską. – Uśmiechnęła się, podczas gdy za już przy pierwszym zdaniu płakałam jak bóbr, nie przejmując się makijażem ani zebranymi gośćmi. Ciężko było mi powiedzieć cokolwiek, więc tylko pokiwałam głową, a ona szybko wsunęła mi na palec pierścionek i wstając, przytuliła mnie mocno do siebie. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Wtuliłam się w nią, płacząc dalej. Musiałam przyzwyczaić się do tego nowego uczucia, jakim jest posiadanie pierścionka na palcu serdecznym. – Tak. O Boże, tak. Kocham cię – wydukałam w końcu, nie mogąc się uspokoić. – Nie spodziewałam się aż takiej reakcji – zaśmiała się w odpowiedzi, głaszcząc mnie po głowie. – A ja nie spodziewałam się oświadczyn. – No bo nie miałaś się ich spodziewać. Miałam wszystko dogadane z twoimi rodzicami i Karoliną. Oczywiście cała reszta też była w to wtajemniczona. Dzięki temu wszystko poszło jak z płatka. Musisz tylko jeszcze nazwać psa, a wieczorem siadamy do komputera i będziemy szukać mieszkania. Chcę w końcu mieć coś własnego. Czas najwyższy – powiedziała stanowczo, a mi nie pozostało nic innego, jak się zgodzić. – A teraz zmykaj do domu ogarnąć się trochę, co? – Jasne. Zaraz wracam – mówiąc to, cmoknęłam ją szybko w usta i wycofałam się powoli do domu Karoliny, czując na sobie spojrzenia wszystkich zebranych. Dalej to do mnie nie dochodziło. Nawet, gdy stałam w łazience i patrzyłam się na swoją dłoń, na której ewidentnie widniał pierścionek, nie mogłam w to uwierzyć. Zaskoczyła mnie. Uwielbiałam ją. Z tą myślą uśmiechnęłam się do lustra, próbując jakoś poprawić makijaż i ochłodzić się nieco, bo wciąż miałam na policzkach czerwone wyraźne wypieki. Dopiero po kilku minutach udało mi się uspokoić na tyle, żebym wyglądała jak człowiek. Wtedy z wielkim uśmiechem, który nie chciał zejść mi z ust wyszłam z domu, ponownie dołączając do wszystkich. Od razu zaczęły się oklaski i okrzyki gorzko, gorzko, ale nie miałam nic przeciwko. Przynajmniej dopóki nasz mały zwierzyniec nie miał niemal godzinnej sesji fotograficznej z każdym z członków rodziny z osobna i ze wszystkimi razem. Najlepsza wiadomość wieczoru miała jednak dopiero nadejść. Kiedy obie siedziałyśmy razem, ramię w ramię, wciąż przy stole, choć trzymałam na kolanach Ptysia i drapałam go za uchem raz za razem, spadła na nas bomba. Po minie mojej narzeczonej widziałam, że ona też nie miała o tym pojęcia. Nasi rodzice jakimś cudem zgadali się, nie wiadomo, kiedy i postanowili, że oczywiście mamy błogosławieństwo jednych i drugich, co było dla mnie bardzo ważne. To, co usłyszałyśmy potem obie nas jednak zaskoczyło i miałam wrażenie, że zaraz spadnę z krzesła, gdy dowiedziałyśmy się, że opłacą nam do spółki kameralny, rodzinny ślub za granicą, gdy tylko załatwimy wszystkie niezbędne do tego formalności. Nie muszę chyba wspominać, że po raz kolejny tego samego wieczora zaczęłam płakać, ale nawet Sara uroniła łezkę podchodząc do rodziców i ściskając jednych i drugich. Ja oczywiście zrobiłam to zaraz za nią. Jeszcze dzień wcześniej wydawało mi się, że teściowie nigdy mnie nie zaakceptują, a tu nieoczekiwanie proponują, że opłacą nam ślub do spółki z moimi rodzicami. Kosmos. Nie ma to, jak nasz mały zwierzyniec.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Akt I: Rozdział 1

Powroty bywają ciężkie, ale przyjemne