2. Moje (nie)wielkie sekrety
Następnego
dnia widywałem go to tu, to tam, ale nie bardzo chciałem zaczynać z nim
rozmowę. Nie nastawiałem się na to, że podczas tego pobytu w jakikolwiek inny
sposób wejdę z nim w interakcję. Szybko jednak okazało się, że nie będzie mi
dane unikać go w spokoju. Podczas porannej rehabilitacji zjawił się w gabinecie
fizykoterapii, tryskając humorem.
– Uno! No
nareszcie. Miałeś być już z pół godziny temu – skarciła go na wstępie
fizykoterapeutka, ale odwzajemniła uśmiech, który jej posłał w międzyczasie.
– Wiem, wiem…
Zaczytałem się po śniadaniu – zaśmiał się i mrugnął w stronę kobiety.
– Z tobą tak
zawsze. Specjalne zaproszenie i trzy ponaglenia zanim się zjawisz. Następnym
razem albo skonfiskujemy ci te książki, albo wstrzymamy dostawy. Zobaczysz! –
pogroziła mu palcem i wskazała głową na łóżko znajdujące się obok mojego.
– No weź, Aga. Nie
zrobicie mi tego – machnął ręką. – Zanudziłbym się i wam cały boży dzień dupę
truł.
– Tego bym nie
wytrzymała, masz rację. Dobra, wiesz, co robić, ja ci zaraz pomogę tylko muszę
przywołać kolegę do porządku. – Tu podeszła do mnie. – No dajesz, dajesz. W
ogóle się nie starasz.
– Nie mam po co –
odburknąłem, czując na sobie jej karcące spojrzenie, a także jego zaciekawiony
wzrok.
– Nie masz po co? Czyś ty zgłupiał do reszty?! Możesz zyskać dni, tygodnie albo nawet
miesiące! – żachnęła się oburzona fizykoterapeutka.
– Da pani spokój.
Efekt będzie ostatecznie ten sam. Co mi da miesiąc w jedną czy w drugą stronę?
– odpowiedziałem ponownie robiąc się zły. Za każdym razem, gdy przypomniałem
sobie, że nie będę mógł chodzić, krew się we mnie gotowała.
– O co chodzi? –
wciął się Radek z łóżka obok.
– Nie twój zasrany
interes – wybuchnąłem po raz kolejny i zacząłem szykować się do wstania.
– Uno! Nie wtrącaj
się – zganiła go kobieta, po czym przytrzymała mnie na łóżku. – A ty się tu nie
unoś i wracaj do ćwiczeń. Nie obchodzi mnie teraz, że jesteś zły na cały świat.
Za ten miesiąc będziesz pluł sobie w brodę, że czegoś nie zrobiłeś, kiedy
jeszcze mogłeś. Będziesz robił to ćwiczenie, dopóki się nie zmęczysz, ot co. A,
i jestem Agnieszka, a nie żadna pani.
– Tymek. I nie
wiem, czy masz tyle czasu, bo to może trochę potrwać – spojrzałem na nią z
ironicznym uśmieszkiem, ale gniew zaczął powoli ze mnie schodzić.
– Zobaczymy,
zobaczymy – powiedziała. Widocznie nie doczytała, że jestem sportowcem. Miałem
startować na następnych igrzyskach olimpijskich. Trzeba o wiele więcej, żeby
mnie zmęczyć. Zorientowała się dopiero po pół godzinie, gdy wciąż leniwie
powtarzałem to samo ćwiczenie nic sobie z tego nie robiąc. – Matko, naprawdę
jesteś wytrwały. Wybitnie ciężki przypadek. Słuchaj, przy takiej kondycji to
może jeszcze trochę potrwać, wiesz? Nic nie stanie się tak od razu.
– Możemy po prostu
przyjąć, że nie chcę o tym rozmawiać? – westchnąłem i spojrzałem na nią
błagalnie.
– Możemy.
Oczywiście, że możemy. Tylko wiesz… Kiedyś musisz się z tym pogodzić. Nie
będzie łatwo, ale unikanie tematu w niczym nie pomaga. Lepiej chyba przebrnąć
przez to szybciej, niż udawać, że wszystko jest w porządku – powiedziała
spokojnie. – Nie przekreślaj wszystkiego. Walcz. Za jakiś czas może się okazać,
że jednak jest szansa.
– Aga, nie mam na
to siły. Nie dziś – jęknąłem wstając powoli z łóżka. – Mogę już iść? Muszę
zadzwonić.
– Idź, idź. Jak
będziesz chciał pogadać, to wal. Posłucham – zapewniła mnie na do widzenia.
Skinąłem głową i wyszedłem na korytarz. Zaszyłem się na szerokim parapecie pod
jednym z najbardziej oddalonych okien i przez długą chwilę wpatrywałem się w
telefon, nie mogąc się zebrać. Ostatecznie jednak wybrałem numer i wcisnąłem
zieloną słuchawkę.
– Halo? Przybysz?
No nareszcie! Nie ma cię na treningu! Czy ty sobie w kulki lecisz? Niedługo
zawody, popierdoliło cię? – Na dzień dobry usłyszałem małą wiązankę.
– Dzień dobry,
trenerze. Nie będzie mnie na treningu. – Tu wziąłem głęboki wdech i zebrałem
się w sobie. – Przepraszam, że robię to w taki sposób, ale muszę złożyć
rezygnację. Nie tylko z kadry.
– Co? Co ty
odpierdalasz?! Na głowę upadłeś?! – Nie byłem pewny czy bierze moje słowa na
poważnie, ale mimo to był wyraźnie wściekły.
– Trenerze, rzucam
sport. Do następnych igrzysk będę mógł startować już tylko w paraolimpiadzie –
powiedziałem cicho, ale śmiertelnie poważnie. Nie byłem skory do rozklejania
się, ale musiałem przyznać sam przed sobą, że tylko kilka głębokich wdechów
uchroniło mnie przed mokrymi oczami.
– Co się dzieje,
Tymon? – Głos trenera zmienił się automatycznie. Teraz nie tylko potraktował
mnie poważnie, ale zaczął się martwić.
– Wczoraj
dowiedziałem się, że, za kilka miesięcy góra, nie będę mógł chodzić. Od
jakiegoś czasu było takie podejrzenie, ale wczoraj wszystkie badania to
potwierdziły. Jestem w szpitalu reumatologicznym w Sopocie na rehabilitacji,
ale to co najwyżej może przedłużyć wszystko o kilka tygodni. Dziękuję za
wszystkie lata współpracy.
– O kurwa, Tymon.
Ale jak? – wydukał tylko osłupiały.
– Nie wiem, do
ciężkiej cholery. Nie wiem. Nie jestem w stanie tego ogarnąć – powiedziałem
zupełnie szczerze, będąc już na granicy frustracji. – Muszę kończyć, mam zaraz
fizjoterapię. Do widzenia, trenerze.
– Trzymaj się,
Przybysz. Walcz. Jesteś młody. Widzę cię u mnie, jak wrócisz. – Pewność w jego
głosie sprawiła, że na chwilę sam zacząłem w to wszystko wierzyć. Niestety,
tylko na chwilę. Zaraz po zakończeniu rozmowy wszystko powróciło do stanu
sprzed niej. Znów nie wiedziałem, czy stoję, czy spadam, a jeśli spadam to
gdzie lecę i kiedy osiągnę dno. Mieszanka silnych uczuć, wspomnień i jeden
wielki mętlik w głowie na chwilę wyłączyły mi całkowicie zdolność odczuwania
czegokolwiek. Aż do późnego popołudnia chodziłem jak na autopilocie. Pod
wieczór znów zaszyłem się na jednym z parapetów, mając nadzieję na chwilę
spokoju. Niedługo potem dosiadł się do mnie Radek. Długo milczeliśmy, aż w
końcu zagadał.
– Co się dzieje,
Tymek? Zawsze byłeś taki spokojny, a tu wczorajszy wybuch, potem dzisiejszy… To
jak, powiesz, czemu tu jesteś? – zapytał cicho. Widać było, że nie chce mnie
wkurzyć, ale nie mogłem pozbyć się narastającej we mnie irytacji.
– Słuchaj, Radek,
nie wiem od kiedy my się tak dobrze znamy, żebyś oceniał mój charakter, ale na
pewno nie znamy się na tyle, żebym ci się zwierzał, więc jakbyś mógł z łaski
swojej spierdalać – rzuciłem, może nieco za ostro. Skrzywił się na to i
pokręcił głową, ale z miejsca się nie ruszył.
– Ludzie chcą ci
zwyczajnie pomóc, a ty, księciunio, rzucasz się jak gówno w betoniarce. Uspokój
się i gadaj – odpowiedział stanowczo. Tego się nie spodziewałem.
– Nic nie wiesz. No
bo co wielki bóg seksu i bożyszcz nastolatek, wielki chłodny książę z sarkazmem
zamiast oręża, może wiedzieć o problemach maluczkich. Nie udawaj, że cokolwiek
cię to obchodzi. To, że jakimś cudem znasz moje imię, nie znaczy jeszcze, że wszystko
ci pięknie wyśpiewam. Nie wiesz o mnie kompletnie nic – zacząłem się nakręcać,
sam nie wiedzieć czemu. Spojrzałem na niego wściekły, ale kompletnie
zgłupiałem, kiedy zobaczyłem, jak patrzy na mnie z uśmieszkiem stanowiącym
mieszankę ironii i pobłażliwej wyrozumiałości.
– Hmm… Spójrzmy.
Nazywasz się Tymon Przybysz, masz dwadzieścia cztery lata, magistra z filologii
angielskiej, poza tym znasz biegle hiszpański i niemiecki, i interesujesz się
sportem. Niemal żadnych interakcji na uczelni, wysoka średnia, ale zawsze z
komórką w ręku. Wystarczy? – zapytał na koniec unosząc wyzywająco jedną brew.
Patrzałem się na niego kompletnie otumaniony.
– Skąd to wiesz? –
wydukałem po chwili.
– Może nie
wyglądam, ale jestem uważnym obserwatorem. Szczególnie, jeśli ktoś przykuje
moją uwagę. Tobie się udało – powiedział wzruszając ramionami, jakby było to
zupełnie normalne. – No, a teraz wyrzuć to z siebie. – Pod ostrzałem jego
spojrzenia czułem się jak zwierzę przed maską samochodu. Szukałem ostatniej
deski ratunku i w końcu coś mi zaświtało w głowie.
– Powiem cokolwiek
tylko, jeżeli powiesz mi skąd wzięło się to, że wszyscy wołają na ciebie Uno i
czemu wyglądasz i zachowujesz się inaczej – postanowiłem zagrać
najbezpieczniejszą kartą. Byłem niemal pewien, że odpuści, ale on tylko
odrzucił głowę do tyłu i jęknął przeciągle.
– Serio? Po co ci
to? – Nagle zabrzmiał jak mały, nadąsany chłopiec i wtedy miałem pewność, że
rozegrałem to prawidłowo. Uśmiechnąłem się chytrze i pokręciłem głową na znak,
że nic więcej nie powiem. Po chwili ciszy rzucił jednak. – Dobra. Informacja za
informację. Uno to skrót od mojego imienia.
– Co? Przecież
wszyscy mówią na ciebie Radek. Jak to się ma do siebie? – ściągnąłem brwi,
patrząc na niego zdziwiony. Coś mi wyraźnie nie pasowało w tym, ale on tylko
powtórzył mój gest. Westchnął ciężko i pokręcił głową na znak, że nic nie powie.
– Info za info
–przypomniał.
– Biegam zawodowo.
Filologia nie była mi do niczego potrzebna. Dostałem się do kadry narodowej –
rzuciłem fragmentarycznie. Była to najbezpieczniejsza informacja.
– Wow. Tego się nie
spodziewałem. Gratulacje. Faktycznie pobyt tutaj jest ci pewnie nie na rękę. –
Wyglądało na to, iż uznał, że to wszystko, co mam do powiedzenia. Mogłem
zostawić to tak, ale nie wiedzieć czemu, postanowiłem to wszystko pociągnąć
dalej. Chyba zwyczajnie myśl o tym, co się dzieje, zaczęła mnie zjadać i
musiałem to z siebie wyrzucić.
– No to jak z tym
imieniem?
– Musiałeś, nie? –
mruknął niezadowolony. – Nie śmiej się. Serio. Moi rodzice są ostro pieprznięci
i mieli jakąś fazę na staropolszczyznę, więc nazwali mnie Unirad. Unirad
Jasiński. Tragedia. Jakoś musiałem sobie z tym poradzić, więc zawsze tak
zachachmęcę, że wszyscy wołają na mnie Jasiek od nazwiska albo Radek od
końcówki imienia – mówił to, nie patrząc na mnie i chyba faktycznie oczekiwał,
że zaraz parsknę śmiechem, ale nie widziałem ku temu powodu.
– Spoko. Imię, jak
imię. Na pewno nie jest nudne. – Wzruszyłem niedbale ramionami, a on
momentalnie spojrzał się na mnie wielkimi oczami, jakby słyszał to pierwszy raz
w życiu. Po chwili odważyłem się dorzucić do kociołka kolejną informację. –
Hmm... Miałem startować w najbliższych igrzyskach.
– Łoo… O matko,
gratulacje! Ja pierdziele! Zajebiście! – Chyba nie dotarła do niego forma
wypowiedzi, ale niedługo wszystko naprostuję, jak tylko rozprawię się z rosnącą
mi gulą w gardle. – Wyglądam inaczej, bo jestem w szpitalu i mi się nie chce.
Jaki jest sens zakładania niewygodnych soczewek i odstawiania się w dopasowane
spodnie, jak mam chodzić na rehabilitację i przewalać się po łóżku? Jestem na
to za leniwy.
– Brzmi logicznie –
przyznałem krótko. Niestety teraz przyszła moja kolej na podzielenie się
informacjami. Przymknąłem na chwilę oczy, a gdy je otworzyłem, odwróciłem głowę
i nie patrząc na niego zacząłem. – Za parę miesięcy nie będę mógł chodzić.
Rzucam sport. Startować to będę mógł chyba tylko w paraolimpiadzie, ale tam
sobie nie pobiegam. Nie na wózku. Rzucam wszystko, co kocham i to nie z
własnego wyboru. A wiesz, co w tym wszystkim jest najlepsze? Że gdy mój chłopak
po kontuzji dowiedział się, że nie wróci już do tańca, to niemal go wyśmiałem,
mówiąc, że to nie jest koniec świata. To jest pieprzony koniec świata! Nie
byłem w stanie wesprzeć jego, więc karma, głupia dziwka, najpierw odebrała mi
jego, a teraz możliwość chodzenia. Jedyna słuszna opcja, co nie? Ukarać
sukinsyna, bo nie umiał pomóc, kiedy był potrzebny – tu urwałem, zdając sobie
sprawę z tego, co powiedziałem.
~~~~
Halo, halo! Mamy środę, więc pojawił się kolejny rozdział. Póki co, pisze się zacnie, więc nie powinno być problemów...
Polecam się na przyszłość!
Enjoy!
Jak zawsze, betowata: Avieline
Polecam się na przyszłość!
Enjoy!
Jak zawsze, betowata: Avieline
No teraz to się zakręciło:-)
OdpowiedzUsuńZakręci się jeszcze bardziej! ; >
Usuń