15. Moje przejęzyczenie

Cześć i czołem!

Przed Wami przedostatni publikowany tu rozdział/

Jakieś komentarze, przemyślenia?

Enjoy!














Po niespełna dziesięciu minutach dołączył do nas młodszy brat mojego chłopaka. Wyglądał niemal jak jego kopia o parę lat wstecz. Nie było mowy o żadnej pomyłce, ale co ciekawe, w życiu bym nie powiedział, że są podobni do ojca. Obrzucił mnie tylko spojrzeniem i nic nie mówiąc, usiadł do stołu i zaczął jeść. Dopiero po paru minutach wskazał na mnie obojętnie widelcem i rzucił od niechcenia.
– Kto to? – Zdecydowanie nie było to pytanie do mnie. Oburzona mina jego matki trochę poprawiła mi humor.
– Karol! Zachowuj się! To Tymek, partner Uno – powiedziała z jakąś taką dziwną dumą w głosie, chociaż wciąż nie znała mnie za dobrze i nie bardzo mogłem wymyślić jakikolwiek powód, dlaczego mogłaby być z tego dumna czy chociaż zadowolona.
– Kolejny pedał. – Chłopak mruknął pod nosem, we mnie zawrzało, chociaż starałem się trzymać nerwy na wodzy, a jego rodzice wyglądali jakby nie mogli się zdecydować czy są źli czy rozczarowani.
– Karol, nie powinieneś w ogóle używać takich określeń, a już w ogóle w stosunku do gości ani do brata – powiedział ostro jego ojciec, mierząc go spojrzeniem, ale ten tylko wzruszył ramionami.
– Przecież to prawda. Biedna ciota nie umie sobie poradzić z tak ciężkim życiem to jeszcze ściągnęła sobie fagasa – odciął się z ociekającym ironią głosem. Pan Arek od razu chciał coś odpowiedzieć, ale nie wytrzymałem i wciąłem mu się.
– Po pierwsze, nie będziesz, a już na pewno nie przy mnie, nazywał mojego partnera ciotą. Pomijając, że jest świetnym facetem, jest twoim starszym bratem i to wymaga chociażby odrobiny szacunku. – Tu chciał mi coś odszczekać, ale nie pozwoliłem sobie przerwać. – Po drugie, Uno nie miał tak łatwo w życiu jak ty, więc może trochę zrozumienia? I tak poradził sobie z tym lepiej, niż większość.
– Nie miał tak łatwo jak ja? Proszę cię! Mamy tych samych rodziców. Co mogło być niby aż tak źle? – oburzył się, a ja spojrzałem niepewnie na jego rodziców. Nie miałem pewności, czy młody wie, że Natalia nie jest biologiczną matką Radka.
– Karol, przecież wiesz, że on pierwsze kilkanaście lat mieszkał ze swoją mamą… – zaczęła delikatnie Natka.
– I co z tego? Co w tym takiego, no? Nie dogadywali się, a on robi z siebie do teraz ofiarę, żeby wszyscy nad nim skakali! – krzyknął chłopak, a ja straciłem panowanie nad sobą. Być może poczuł się w pewien sposób odtrącony, gdy Uno potrzebował więcej uwagi, ale to niczego nie usprawiedliwiało.
– Jakbyś się czuł, gdyby twoja matka powiedziała ci, że chciałaby, żebyś nigdy się nie urodził? – zapytałem patrząc mu w oczy, a on ponownie wzruszył ramionami.
– To raczej słabo możliwe.
– No właśnie. On nie miał tego luksusu. Każdego pieprzonego dnia słuchał o tym, jakby wszystkim było lepiej, gdyby nigdy się nie urodził. Własna matka powtarzała mu latami, że nie może na niego patrzeć i wolałaby, żeby go nie było. Myślisz, że co? To jest łatwe i przyjemne? – W tym momencie w pomieszczeniu nastała kompletna cisza, a ja zdałem sobie sprawę, że powiedziałem za dużo. Myślałem, że o tym wiedzą. Wszyscy lub chociażby jego rodzice, ale po ich minach można było wywnioskować, że nie mieli bladego pojęcia. Karol siedział z otwartymi ustami, wgapiając się we mnie nieustannie, Natalia zakryła dłonią usta i w jej oczach widziałem zalążki łez, a jej mąż wpatrywał się usilnie w stół, najwyraźniej ciężko o czymś myśląc. W końcu podniósł na mnie wzrok. Był wściekły.
– To prawda? – zapytał krótko.
– Ja… –  zacząłem się jąkać. Nie powinienem był w ogóle tego mówić, ale widząc jego spojrzenie, westchnąłem z rezygnacją i skinąłem głową, po czym dodałem cicho. – Myślałem, że państwo wiedzą.
– A to suka. Jak mogła… Do mojego syna, do jasnej cholery! – krzyknął bardziej do siebie i uderzył pięścią w stół, na co jego żona momentalnie zareagowała.
– Nie było cię tam! Nie masz prawa teraz się wyżywać, sam zostawiłeś z nią dziecko, bo tak ci było wygodniej! – krzyknęła w jego stronę, a ja czułem się bardzo nie na miejscu, będąc świadkiem takiej sceny rodzinnej. Szczególnie, że dopiero dziś ich tak faktycznie poznałem. Czułem się temu wszystkiemu winny. Po chwili rozdzierającej ciszy, pan Arek spojrzał na swoją żonę z rozpaczą wymalowaną na twarzy i znacznie zszedł z tonu.
– Nie wiedziałem – powiedział cicho i głos mu się zatrząsnął. – Gdybym wiedział, to w życiu bym go z nią nie zostawił. Po tym, jak go zobaczyłem wtedy w szpitalu, to podejrzewałem, że coś było na rzeczy, ale nie myślałem, że do tego stopnia i że to przez nią… Przez nią i przeze mnie.
– Proszę pana… – zagadnąłem spokojnie, tak by zwrócić na siebie uwagę. Spojrzał od razu w moją stronę, ale dopiero po chwili miałem pewność, że patrzy na tyle przytomnie, żeby dotarło do niego to, co powiem. – Nie powinienem był tego mówić. Byłem przekonany, że państwo wiedzą o wszystkim. Ja sam nie znam wielu szczegółów, ale opowiedział mi, jak ogólnie to wyglądało. Z tego, co wiem, to na początku wizyty w szpitalu wyglądał zdecydowanie gorzej, więc to dobrze, że nie widział go pan od razu. On nie ma do pana o nic pretensji ani żalu. Jestem tego pewien. Nie było mu łatwo, ale teraz jest dobrze. Ma dom i normalną rodzinę. Gołym okiem widać, jak państwo o niego dbają i przez to, co było wcześniej, teraz docenia tę troskę, jak nikt inny. Gniew teraz nic nie pomoże.
– Może i nie pomoże, ale nie zrozumiesz tego, Tymek. Zostawiłem syna, własne dziecko, odszedłem i nie dałem mu jakiejkolwiek szansy na kontakt. Przechodził piekło z matką i był przekonany, że ojciec też go nie chce… Co to robi ze mnie za potwora?
– Nie jest pan potworem. Nie mógł pan wiedzieć, co pańska była żona zrobi. Ani on, ani ja, ani chyba nikt inny nie wini pana za próbę ułożenia sobie życia na nowo po nieudanym małżeństwie – starałem się mu to tłumaczyć, jak umiałem, aż w końcu skinął głową delikatnie. Prawdopodobnie wciąż się ze mną nie zgadzał, ale dopuścił do świadomości to, co powiedziałem. Chyba faktycznie powinienem zostać psychologiem.
– Dobrze, zostawmy na razie ten temat – powiedziała powoli Natalia, otrząsając się z letargu. Rozejrzała się wokoło, jakby próbowała sobie wszystko przypomnieć i poukładać, aż w końcu odezwała się ponownie. – Karol, zajmij się czymś. Kochanie, idź i odpocznij, ogarnij się trochę. Tymek, wiem, że jesteś gościem i przepraszam, ale czy mógłbyś mi pomóc posprzątać po obiedzie?
– Oczywiście, żaden problem – zreflektowałem się i wstałem za nią. Większość z nas nie zjadła za wiele, ale wszyscy stracili widocznie apetyt. Zacząłem zbierać ze stołu kolejne naczynia. Większość z nich wciąż była prawie pełna. Miałem wrażenie, że to przeze mnie. Kiedy wszystkie talerze, półmiski i sztućce były już w kuchni, chciałem się zabrać za zmywanie, ale poczułem, jak Natka łapie mnie za rękę.
– Spokojnie, zaraz to zrobię. Tymek, nie zadręczaj się. Dobrze, że nam o tym powiedziałeś. Kiedyś w końcu musieliśmy się dowiedzieć, bo wieczne domyślanie się też wykańcza człowieka – powiedziała łagodnie, gładząc mnie uspokajająco po przedramieniu.
– Ale nie ja powinienem był to powiedzieć. To była jego decyzja. Widocznie nie chciał, żeby ktokolwiek obwiniał się o to, co się stało. Mógł to powiedzieć w każdej chwili. Myślę, że on nie będzie dla mnie tak wyrozumiały – rzuciłem w odpowiedzi. Byłem zrezygnowany i zły na siebie. Wiem, że on też będzie. Nie chciałem go zawieść.
– Nawet, jeśli na początku nie będzie zadowolony, to myślę, że zrozumie. W razie czego masz nas po swojej stronie. Postaramy się jakoś to mu wytłumaczyć, okej?
– Jasne, dziękuję – odpowiedziałem cicho, a ona przytuliła się do mnie szybko i poklepała po plecach.
– Tak w ogóle, to dziękuję – uśmiechnęła się do mnie, zabierając się za zmywanie.
– Za co? – spojrzałem na nią bez zrozumienia.
– Za usadzenie jednego syna i wsparcie dla drugiego. Uno zawsze wszystko w sobie dusi i wmawia wszystkim naokoło, że jest w porządku i radzi sobie. Ale niestety to nie zawsze jest prawda.
– Wiem. Jest też strasznie uparty. Dlatego się boję. Jeśli się uprze, to prędko mi nie wybaczy, a ja chyba zdążyłem po drodze za bardzo się przyzwyczaić do naszych codziennych rozmów i do widoku jego w dresach, koszulce z krótkich rękawkiem, a najbardziej do tych jego okularów, które wiecznie zsuwają mu się z nosa – uśmiechnąłem się pod nosem na samą myśl.
– Koszulce z krótkim rękawem? Nawet w domu najczęściej zakłada te z długim, chyba, że jest już bardzo gorąco – powiedziała z niedowierzaniem, patrząc na mnie przenikliwie. Wzruszyłem ramionami.
– Czasem wciąż ma problemy z tymi bliznami, ale tłumaczę mu nieustannie, że to nic nie zmienia i ubieranie się na cebulkę nie ma sensu. Przynajmniej, jak jesteśmy we dwoje.
– Nie myślałam, że to będzie możliwe. Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale dziękuję – powtórzyła, a ja pokręciłem głową.

– Nic właściwie nie zrobiłem. To jakoś tak samo poszło – wytłumaczyłem lekko zażenowany. Ja naprawdę w tym wszystkim nie miałem swojego udziału. O wszystkim ostatecznie decydował on. W tym momencie zdałem sobie sprawę, jak bardzo zdążył okręcić mnie sobie wokół palca.

Komentarze

  1. No przeleciałam te piętnaście rozdziałów i czekam na więcej. Tak w ogóle znalazłam cię na beezar i mam nadzieję, że tam umieścisz resztę. Czekam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umieszczę. ( ;

      Jutro ostatni rozdział publikowany regularnie, a potem wszelkie newsy będą na https://www.facebook.com/B.D.B.byledobrzegu/

      Plan jest taki, że zostanie to porządnie książkowo wydane w okolicach kwietnia... ( ; Ale na bieżąco będę dawać znać o postępach

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

One shot - Nasz zwierzyniec

Akt I: Rozdział 1

Powroty bywają ciężkie, ale przyjemne