10. Nasze wieczory

Cześć i czołem!

Tak, jak zapowiadałam na stronie na facebooku, tym razem z "małym" poślizgiem" ze względu na natłok zadań. Cieszę się, że jakoś udało mi się to dodać jeszcze w tym tygodniu.

Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają, nawet jeżeli żadne z Was nie pozostawiło po sobie żadnego znaku. Czasem dobrze jest wiedzieć, że ktoś to czyta.


A więc, zaglądajcie, sprawdzajcie, bo już niedługo zapowiada się coś ciekawego i to nie tylko w fabule! ; >

Enjoy!


~~~~












Znów leżał pode mną. Kolejny raz tego wieczora. Ponownie moje dłonie błądziły leniwie po jego ciele, raz po raz wsuwając się pod materiał koszulki. Nie miałem w planach nic konkretnego. Obaj byliśmy raczej zmęczeni, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż mogliśmy spędzić resztę czasu na delikatnych pieszczotach. Przymknąłem oczy czując, jak jego palce przechodzą powoli od mojej szyi ku karkowi i rozmasowują spięte po całym dniu wysiłku mięśnie. Nie udało mi się powstrzymać zadowolonego mruczenia i cichego jęku, gdy natrafił na najbardziej obolały punkt. Niestety, jego ręka znów zjechała na moją szyję, a jego wargi musnęły mój obojczyk. Wydałem z siebie zawiedziony pomruk i otworzyłem oczy, a on tylko pokręcił głową i posłał mi słaby półuśmiech.
– Jak mi oddasz moje okulary i położysz się na brzuchu, to cię wymasuję – zaproponował, a ja starałem się sięgnąć za kanapę w takim tempie, że o mało z niej nie spadłem, na co usłyszałem jego chichot. – Nie zabij się, bo nie będę miał kogo masować.
– Jesteś aniołem – rzuciłem z wdzięcznością, podając mu podniesione zza kanapy okulary i zsunąwszy się z niego, położyłem się obok tak, jak kazał. Usiadł na mnie okrakiem i pomógł mi ściągnąć koszulkę, po czym poprawił nieznacznie moją pozycję i położył mi wygodnie poduszkę pod głowę. Chwilę później byłem w siódmym niebie. On naprawdę wiedział, co robi.
– Masz jakąś oliwkę albo coś? – zapytał.
– W łazience na najwyższej półce powinna stać.
– To czekaj moment, będzie wygodniej i mi, i tobie – rzucił i zniknął na chwilę za drzwiami, a po chwili wrócił z oliwką do masażu w ręku.
– Widzę, że dobrze przygotowany jesteś. Ktoś cię często masuje? – zagadnął niby beztroskim tonem, ale mogłem wyczuć w nim niebezpieczną nutę.
– No coś ty. Po treningach czasami muszę rozmasować sobie łydki albo bark, to z tym łatwiej idzie. A ty robiłeś jakiś kurs? – zmieniłem od razu temat.
– Robiłem. Ojciec miał kiedyś wypadek i od tamtego czasu miewa bóle pleców i problem ze spiętymi mięśniami. Stwierdziłem, że taniej wyjdzie, jak pójdę na kurs, niż jakby miał za każdym razem do masażysty chodzić. Jak widać przydaje się też gdzie indziej. Nie przewidziałem w planie partnera sportowca – wytłumaczył, a mi zrobiło się od tego jakoś przyjemniej na sercu. Może i to wszystko szło niemiłosiernie szybko, ale i tak słowo partner w jego ustach i to w stosunku do mnie brzmiało genialnie.
– No widzisz. Ja w ogóle nie przewidywałem partnera, a tu trafił mi się taki. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłem, ale musiałem zrobić coś zajebistego po drodze – powiedziałem z udawaną dumą, a on tylko prychnął cicho.
– Jasne, jasne. Mój ty bohaterze – rzucił prześmiewczo, ale powrócił do przerwanej czynności, więc już nic mi nie przeszkadzało. Mógł nabijać się ze mnie do woli, dopóki nie przestawał ruszać tymi swoimi cudownymi rękoma. – Nie zaśnij mi tu.
– Mhm… – odmruknąłem niemrawo, skupiając się na masażu. Przez dłuższy czas milczeliśmy i tylko raz po raz wydawałem z siebie zadowolone pomruki. Gdy pracował nad moimi nogami byłem kompletnie rozluźniony i wiedziałem jedno. Nie wstaję. Już nigdy. Niestety niedługo potem przestał i poklepał mnie po łydce.
– No, koniec tego dobrego. Mam nadzieję, że się podobało.
– Jesteś najlepszy – zamruczałem zadowolony i przewróciłem się na plecy, patrząc na niego. Był moim prywatnym cudem. – Dziękuję – wyszeptałem.
– Nie ma za co. Cieszę się, że na coś się przydałem – położył się obok mnie i przytulił się do mojego boku.
– Idziemy spać? – zapytałem po chwili milczenia, a on tylko pokiwał głową, jednak żadne z nas nie ruszyło nawet palcem.
– To jaki plan na jutro, ostatecznie? – ponownie się odezwałem, ale już znacznie ciszej.
– Postaram się wszystko załatwić jak najszybciej, a potem zobaczymy. W razie czego jestem pod telefonem, ale wątpię, żebym wyrobił się przed piętnastą – odpowiedział zmęczonym tonem.
– Okej, to ja wykombinuję coś na wieczór, a szczegóły dogramy jak wrócisz. Zobaczymy, jak bardzo zmęczony będziesz.
– Jasne, dzięki – rzucił niemrawo i stłumił ziewnięcie, po czym wstał i zaczął ogarniać wszystko na około.
– Zostaw to. Posprzątam jutro rano. Nastaw budzik, żebyśmy wstali na czas i idziemy spać, bo już ledwo na oczy widzę. – W odpowiedzi pokiwał głową, a ja pociągnąłem go w stronę mojej sypialni. Rzuciłem drugą przyszykowaną poduszkę na łóżko i sam padłem zaraz za nią. On zgasił światło i doczłapał się do łóżka, po drodze potykając się o stolik. Nie było co się dziwić, był tu pierwszy raz. Moment później poczułem, jak wślizguje się obok mnie pod kołdrę i przytula się do mnie, szepcząc dobranoc. Mogłem zdecydowanie się do tego przyzwyczaić.
        Radek został u mnie na kilka dni, ale niestety jutro rano miał pociąg powrotny. Została nam ostatnia noc. Zaledwie kilka krótkich godzin i znów będę go widywał głównie przez komunikatory internetowe. Siedział na kanapie w siadzie skrzyżnym z laptopem na kolanach i zawzięcie coś czytał, przygryzając wargę. Wpatrywałem się w niego, cały czas ciesząc się tym, że jeszcze mam go na wyciągnięcie ręki.
– Możesz nie wgapiać się tak we mnie? To się robi trochę przerażające, wiesz? – mruknął pod nosem, nie odrywając oczu od ekranu.
– Spadaj. Muszę się nacieszyć zanim mi znikniesz – odpowiedziałem bez skrępowania. Gdy to usłyszał, westchnął głośno i po chwili zamknął laptopa, odkładając go na bok.
– Dobra, jestem zdecydowanie za bardzo przekupny, ale takie teksty na mnie działają – powiedział ze śmiechem. – No to co robimy w nasz ostatni wspólny wieczór?
– Ostatni wspólny wieczór? – powtórzyłem ze ściągniętymi brwiami, a on tylko przewrócił oczami i wydał z siebie poirytowane sapnięcie.
– Tymek, błagam cię. Wiesz, o co mi chodzi, więc nie komplikuj tylko mów, co mamy w planach.
– Co powiesz na jakiś mały wypad na pożegnalną kolację? Mogę próbować coś ugotować, ale… – zacząłem, a on słysząc słowo ugotować zaniósł się śmiechem.
– Nie, nie. Lepiej, żebyś znowu nie próbował. Nie chcemy dzisiejszego wieczoru zaliczyć pożaru.
– Dzięki, ja ciebie też – mruknąłem. – Jeszcze się nauczę gotować, zobaczysz!
– Odgrażaj się dalej, ale to powinieneś ostrzegać sąsiadów o zagrożeniu. Chyba, że ostrzegasz mnie przed zatruciem – przy ostatnim podrapał się ostentacyjnie po brodzie, udając, że się zastanawia.
– Wiesz, że jak się zirytuję, to faktycznie sam gdzieś pójdę i cię tu zostawię, nie? – odgryzłem się.
– Jasne, jasne. Zresztą, mam już klucze, sam też mogę gdzieś iść – wyszczerzył się.
– Dobrze – wstałem i poszedłem szukać jakichś ubrań. Gdy stałem przy szafie, poczułem jak oplata mnie ramionami i kładzie mi podbródek na ramieniu. Był ode mnie nieco niższy, więc musiał ewidentnie stanąć na palcach. Trochę mnie to rozbawiło, ale nie dałem po sobie niczego poznać.
– No, Tymek, no… – szepnął i zaczął całować mnie za uchem. – Daj spokój. Ja się tylko z tobą droczę. No proszę cię…
– O co niby mnie prosisz? – rzuciłem tak chłodno, jak umiałem, upajając się chwilą. Zawsze, kiedy próbował się przymilać, był jak skruszony kociak na mojej łasce, gotowy zrobić wszystko, żeby dopiąć ostatecznie swego i przekonać mnie do swojego pomysłu albo jakoś udobruchać.
– Nie bądź zły. Obiecuję, nie będę więcej nabijał się z twoich anty–umiejętności kulinarnych. Proszę. – Po raz kolejny rzucił zawoalowany przytyk i żeby jakoś to przykryć, znów pocałował mnie za uchem, zahaczając po drodze zębami o jego płatek. Nie mogłem dłużej się opierać.
– Okej – powiedziałem i odwróciłem się, obejmując go w pasie. – No to gdzie chciałbyś iść?
– Nie wiem. Teraz naprawdę wszystko brzmi dobrze.
– No to ubieraj się, idziemy do siedemdziesiątki – zadecydowałem.
– Gdzie? – spojrzał na mnie i uniósł brwi.
– “Club70”. Bardzo fajnie miejsce, zobaczysz. – W odpowiedzi skinął głową i wyplątał się z moich ramion, podchodząc do torby i wygrzebując z niej rzeczy. Zatrzymał się jednak w połowie i zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.
– Nie będzie tam karaoke, prawda?– zapytał podejrzliwie.
– Nawet jakby było, to co z tego?
– Ty nie umiesz śpiewać – odpowiedział takim tonem, jakby to była najgorsza zbrodnia, a ja spojrzałem na niego z ukosa.
– Ty też nie – burknąłem.
– Ale ty bardziej!
– Uno, ja cię chyba dzisiaj… – zacząłem, ale ostatecznie tylko westchnąłem ciężko i postanowiłem, że nie dam się wyprowadzić z równowagi w nasz ostatni wieczór. – Nie ważne. Przebieraj się i wychodzimy. – Chyba wyczuł rezygnację w moim głosie, bo po chwili mruknął niezadowolony.
– No dobra. Ja też nie umiem – mówiąc to, nie patrzył na mnie i grzebał dalej za czymś do ubrania, kucając nad torbą. Widząc to, uśmiechnąłem się mimowolnie i podszedłszy do niego, cmoknąłem go w czubek głowy.
– Nie ma karaoke. Jest za to hardoteka, czyli przyjemny wieczór przy dobrym starym rocku. Może być?
– Jasne. Dla mnie bomba. Daj mi dziesięć minut i możemy lecieć – zgarnął szybko ciuchy i kosmetyczkę i poszedł do łazienki. Szczerze mówiąc, to zaciekawiła mnie ta kosmetyczka, ponieważ, z tego, co pamiętam, jedna już stała na pralce. Wślizgnąłem się za nim do łazienki i zobaczyłem, jak wyciąga kosmetyki do makijażu. Patrzałem na niego osłupiały, aż nasze spojrzenia spotkały się w lustrze. – No nie patrz tak na mnie.
– Nie podejrzewałem cię o tapetę – rzuciłem złośliwie.
– Bardzo zabawne. Słuchaj, nie chce mi się cały wieczór zastanawiać czy nie zsunęła mi się jakaś bransoleta albo siedzieć w koszuli z długim rękawem. Dla własnego komfortu psychicznego chcę chociaż trochę je zakryć – wytłumaczył wyraźnie podirytowany. W tym momencie nawet nakładanie podkładu na przedramiona mu nie szło. Nie chciałem aż tak wyprowadzić go z równowagi. Poczułem się winny. Podszedłem i zabrałem mu tubkę z ręki, wylewając sobie trochę mazistej substancji na palce i delikatnie wsmarowując ją w jego przedramiona, starając się zrobić to łagodnie, żeby nie doprowadzić do wybuchu niechcianych emocji. To wciąż był jego czuły punkt. Nawet, jeżeli wszystkie te rany zagoiły się lata temu, to psychicznie, najgłębsze z nich wciąż były szeroko otwarte. Uśmiechnąłem się delikatnie do niego, wciąż rozmasowując podkład na jego rękach.
– Przepraszam. O tym nie pomyślałem.
– Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem się tak denerwować. Nic nie zrobiłeś – powiedział wpatrując się w nasze ręce. Po chwili zachichotał i na jego usta wypłynął nieśmiały, ale ciepły uśmiech. – Z jakiegoś powodu, za każdym razem, gdy dotykasz moich blizn, robisz to z takim… nie wiem… Tak ostrożnie i ze skupieniem. Co dziwne, uspokaja mnie to.
– Chyba po prostu musisz zacząć traktować je tak, jak ja. Jako pamiątkę z przeszłości i przykre wspomnienie. Nic więcej. Nie oszpecają cię ani nie ujmują ci niczego. Są częścią ciebie. Tej nieposkromionej całości, która zawróciła mi w głowie – nakreśliłem mu spokojnie mój sposób myślenia, a on tylko pokiwał głową i spojrzał na mnie z wdzięcznością. Wreszcie przytulił się do mnie szybko i rzucił.
– Dzięki ci Panie, za ten twój wybuch wtedy w szpitalu. Najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała.
– Mnie też – dorzuciłem i klepnąłem go w pośladek. – A teraz, ty moja najlepsza rzeczo, pośpiesz się wreszcie.
         Niecałą godzinę później siedzieliśmy w klubie nad piwem. Nie rozmawialiśmy dużo. Każdy z nas był pogrążony w swoich myślach. Trochę to było smutne, że nasz ostatni wieczór spędzaliśmy nie będąc nawet w stanie poprowadzić normalnej rozmowy. Zaczęły mnie dopadać różne wątpliwości. Jeszcze przez najbliższe trzy lata będę musiał jakimś cudem utrzymać związek na odległość. Nie należałem do ludzi rozrywkowych ani nawet za bardzo towarzyskich. Miałem kilkoro znajomych i jednego przyjaciela jeszcze do czasów liceum, ale ostatnio nawet z nim rozmawiałem dość rzadko. To nie tak, że unikałem ludzi, ale po prostu jakoś to wszystko uciekało mi przez palce. Nie byłem typem człowieka wiecznie przesiadującego na czacie. Kiedyś może było inaczej, ale po śmierci Grześka wycofałem się z wszelkich interakcji towarzyskich i tak po prostu zostało. Bałem się, że Uno szybko znudzi się i zostanę sam z poczuciem winy, że nie dość, że nie umiałem utrzymać związku, to jeszcze na pewno jakoś odbiłoby się to na nim, a tego już bym nie przeżył. Nagle poczułem klepnięcie w dłoń i podniosłem głowę. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że musiałem odpłynąć na dłużej.
– O czym ty tak zawzięcie myślisz? – zapytał Uno z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
– O niczym ważnym – odpowiedziałem szybko. Chyba za szybko.
– Wal – powiedział z ciężkim westchnięciem.
– Dobra… Myślisz, że się nam uda? Związek na odległość i w ogóle. W tym moje zawody i wyjazdy, obozy treningowe… To jeszcze trzy lata.
– Tymek… Dlaczego psujesz piękny wieczór? No i dlaczego zakładasz, że nam się nie uda? Damy radę. Nie mieszkam w Urugwaju tylko w Gdyni, a ty nie siedzisz w Timbuktu tylko w Warszawie. Daj sobie spokój. Jestem upartym skurczybykiem. Dorwałem faceta, który akceptuje moją popieprzoną przeszłość bez żadnych „ale” i  zachowuje się przy mnie normalnie, a do tego ma ładną, seksowną dupę. Nie wypuszczę cię tak łatwo. Siedzimy w tym razem, jasne?
– Seksowną dupę mówisz? – uniosłem jedną brew, a on tylko przewrócił oczami.
– Tylko to wyłapałeś z tego, co powiedziałem?
– Nie, ale muszę mieć jakieś priorytety, nie? – odpowiedziałem takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, na co on parsknął śmiechem.
– No tak, czego ja się spodziewałem? – wyspał pomiędzy oddechami. – Zaczął ci się urlop. Masz przed sobą na razie tylko jedne zawody gdzieś w trakcie i rehabilitację. Myślisz, że nie będziemy kombinować, jak to wykorzystać?

– Będziemy. Na pewno będziemy – szybko przyznałem mu rację. Kiedy patrzałem, jak siedzi rozluźniony, z podciągniętymi rękawami, włosami związanymi z tyłu w coś, co chyba miało przypominać jakiś koczek i śmieje się w najlepsze, wiedziałem jedno. Ten skurczybyk już zaskarbił sobie moje serce. Bałem się, że poszło mu za szybko, ale taka okazja nie trafia się w życiu dwa razy. Uno był mój, a ja zamierzałem z tego korzystać. Teraz i tak długo, jak tylko będę mógł.

Komentarze

  1. Dziękuję bardzo, przeczytałam wszystkie rozdziały i lubię twój styl😉😉😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja bardzo dziękuję! Jesteś oficjalnie pierwszą komentującą to osobą. Poprawiłaś mi cały ciężki dzień swoim komentarzem. 😉

      Usuń
  2. Ludzie często ni komentują choć czytają. Staram się zostawiać komentarze, ale czasem jest trudno. Można czasem zostawić znak ;-), ale i tak mało jest tych co komentują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej dziękuję za odzew! Dodatkowa motywacja w chwilach zwątpienia ( ;

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Akt I: Rozdział 1

One shot - Nasz zwierzyniec

Powroty bywają ciężkie, ale przyjemne